sobota, 28 grudnia 2013

Poświątecznie :)

Jak minęły Wam Święta?

Ostatnie dni oprócz chwil spokoju, których tak bardzo potrzebowaliśmy, obfitowały w wiele pokus ;)
Skusiłam się na przepyszny barszcz babci z uszkami, nieco pierogów i niezrównaną zupę rybną... mmm...

Prezenty też udane :D

Wyczekane perfumy. Kiedyś nie wyobrażałam sobie dnia bez perfum, potem kiedy nastąpiły zmiany, straciłam całą pewność siebie i nawet po perfumy nie sięgałam. Teraz długo szukałam "mojego" zapachu ( ulubiony zapach sprzed lat wycofano :( ) Miss Dior nie są może ideałem, ale czuje się w nich dobrze. A niewielu zapachów to dotyczy. Takie małe dziwactwo ;)




I przepiękny kalendarz Paperblanks :


A oto pierwszy wpis :D



Zapisane - zapamiętane!


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Podsumowanie tygodnia z plotkiem w tle

Najważniejsze - surowe warzywa wchodzą już na stałe do mojego menu :) Uff... witajcie sałatki! Muszę, przyznać, że operacja była jedną z najlepszych decyzji w tym roku. Wreszcie nie boję się kolejnego ataku, mogę jeść coraz więcej wartościowych produktów, nie czuje bólu. Pełen sukces! Z każdym dniem jest coraz lepiej.

Druga sprawa - publikując swoje zdjęcia w sieci spodziewałam się,że mogą trafić niekoniecznie tam gdzie bym chciała. Kilka dni temu otrzymałam wiadomość o tym, że moja metamorfoza znalazła się, razem z innymi metamorfozami opublikowanymi na profilu Ewy Chodakowskiej, na łamach portalu Plotek. Przyznaje, że moje zdziwienie było ogromne. Podejrzewałam jednak, że gdzieś ten temat jest zagrzebany w czeluściach innych plotkowych informacji. Niestety moje nadzieje okazały się płonne. Kiedy odwiedziłam główną stronę gazety.pl moim oczom ukazał się następujący obraz...



Widok mojej pupy  na głównej stronie gazety.pl mocno mną wstrząsną i zamieszał ;) Robiąc sobie zdjęcia "przed" gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że pokaże je znajomym to spaliłabym się ze wstydu. A teraz.... Przełknęłam tą "sekundę sławy"  i liczyłam,że nikt z bliskich nie rozpozna ściany w moim domu. Może jednak nie ma się czego wstydzić? Pal licho... Następnego dnia zdjęcie mojej pupy zastąpiło zdjęcie pary książęcej! To dopiero awans :D Na komentarze tylko zerknęłam -po co psuć sobie nerwy. Jednak doczytałam informację którą muszę zdementować - nie otrzymałam żadnej gratyfikacji finansowej ;) Nie miałam nawet pojęcia o tej "publikacji".

Czy warto w takiej sytuacji publikować swoje zdjęcia w internecie? Myślę,że tak. Otrzymałam od Was tak wiele słów wsparcia i podziękowań. Pokazałam,że mając taki start można coś zmienić, że mimo braku idealnej skóry, można coś poprawić, że nie warto się poddawać.

Pozostaje mi mieć tylko nadzieję,że nikt nie wykorzysta tych zdjęć do reklamy jakichś podejrzanych środków odchudzających. Gdyby taka sytuacja rzuciła się Wam w oczy dajcie proszę znać :*


I jeszcze jedno -  tylko 10 dni dzieli mnie od powrotu do treningu! Czas ruszyć tą "sławną" pupę ;)








piątek, 13 grudnia 2013

Podsumowanie tygodnia ( nie do końca udane ;) )

Chciałam podsumować tydzień, wstawić zdjęcia i na dobrych chęciach się skończyło. Blogger zwariował z skalowaniem zdjęć, więc postanowiłam sprawdzić czy starych zdjęć też to dotyczy. Ciekawość się nie opłaciła bo okazało się,że niestety po próbie edycji reszta też się posypała i efekt jest taki,że musiałam skasować zdjęcia metamorfozy. Poradzę się kogoś mądrzejszego i mam nadzieję,że jutro wszystko wróci do normy :) Dziś już nic nie ruszam!


A co u mnie? Wprowadziłam do menu kasze i  na szczęście wszystko jest w porządku. Plan na przyszły tydzień - surowe warzywa. Odetchnę z ulgą jak w końcu bez problemu zjem sałatkę ;) Poza tym dziecko chore, ja jeszcze mimo najszczerszych chęci jeszcze nie odzyskałam pełnej sprawności po operacji, mam problem z schylaniem, gwałtownym wstawaniem. Ale blizny już prawie nie bolą :)

wtorek, 10 grudnia 2013

Moja metamorfoza u Ewy! :)

Wczorajszy dzień był dla mnie dużym zaskoczeniem! Ewa Chodakowska opublikowała moją metamorfozę. Poczułam się jakbym wyszła w bieliźnie na ulicę ;) Niesamowite uczucie przeczytać tyle pozytywnych komentarzy i otrzymać tyle wspierających wiadomości. Cieszę się,że niektórym z Was moja metamorfoza dodała nadziei na sukces. Dziękuję Wam wszystkim :*

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=581423968597984&set=a.422230287850687.98575.186823701391348&type=1&theater

piątek, 6 grudnia 2013

Biust w górę!

Dziś post o elemencie naszego ciała, który bardzo często wprowadza nas w kompleksy. Biust. Jedne czują,że mają za małe piersi inne znowu narzekają na za duży ciężar. Niewiele jest kobiet które są na prawdę zadowolone z wyglądu swojego biustu. Nie oszukujmy się - trudno nas w tej dziedzinie zadowolić ;) A kiedy dochodzi do treningów i spadku wagi to problem jest jeszcze większy.

Należę do grupy kobiet którym natura nie żałowała w tej kwestii. Zawsze miałam spore piersi, starałam się jednak dbać o nie na tyle, na ile to było możliwe. Ładnych kilka lat temu jedynym dostępnym dla mnie stanikiem był rozmiar 85 D ;) Koszmar! Ale kto wtedy wiedział o prawidłowym brafittingu ? Później wraz z wzrostem samoświadomości i świadomości producentów było łatwiej. Stanęło na rozmiarze 70H. Kiedy jednak gwałtownie przytyłam zaczynało mi brakować sklepów w których moglabym kupić odpowiednio dobrany stanik (do zakupów internetowych w tej kwestii trudno mi się przekonać). Rozmiar 75K... oj cięzko było (dosłownie i w przenośni ;) )

Wyobrażacie sobie np. podskoki i pajacyki z takim obciążeniem? Nic przyjemnego... wiedziałam,że jedynie dobry, sportowy stanik jest w stanie mi pomóc ale niestety potrzeba ta zbiegła się z czasem mocnego kryzysu finansowego i po prostu nie było mnie na niego stać. Metodą prób i błędów dopasowałam sobie stanik do ćwiczeń wykorzystując... dwa zwykłe staniki. Być może był  to  błąd w sztuce ale udało mi się uzyskać taki efekt, że godzinny intensywny trening nie kończył się bólem piersi. Dwa lekko usztywniane w połowie staniki nałożone na siebie tak ustabilizowały biust, że  nawet Insanity nie było mu straszne ;)

Jednak 25 kg różnicy, pół roku karmienia piersią odbiło się na nim, nie oszukujmy się. Myślę jednak,że nie jest źle. Od początku starałam się trzymać kilku zasad:

- codzienne masaże kremami do biustu (nie mam swojego faworyta wiec nie polecę nic konkretnego)
- odpowiednie zabezpieczenie piersi w trakcie ćwiczeń ( tutaj jednak lepiej nie iść za moim przykładem i jeśli ma się możliwości zainwestować w dobry stanik do ćwiczeń)
- ćwiczenia ukierunkowane specjalnie na biust ( np. proste ćwiczenie które sama stosowałam codziennie http://www.trenujmyrazem.pl/wp-content/uploads/2013/04/19665.jpg Ręce układamy  tak jak na obrazku Dociskamy mocno ręce i wytrzymujemy kilka sekund następnie wracamy do pozycji wyjściowej (powtarzamy kilka serii) następnie unosiłam ręce wyżej na wysokość oczu , powtarzałam całą procedurę i znowu unosiłam ręce - tym razem nad głowę i robiłam kolejne kilka serii. W internecie jest sporo bardziej zaawansowanych ćwiczeń )

I mimo ubytku kilogramów i zmiany rozmiaru z 75K na 65H-I  Jestem zadowolona. Piersi nie wyglądają źle. Na pewno jeszcze okres stabilizacji wagi wpłynie na nie pozytywnie. Jestem dobrej myśli. Mam zamiar dołożyć jakieś ćwiczenia z ciężarkami na biust, dalej intensywnie wsmarowywać kremy i w końcu kupić odpowiedni sportowy stanik (oj marzy mi się Panache...

Dlatego taki mały apel z mojej strony. Nie zapominajmy o swoich piersiach w czasie treningów! One potrzebują osobnej, poświęconej tylko im uwagi ale myślę,że warto.A na co dzień dobry stanik może zdziałać na prawdę dużo dobrego.

I na koniec bardzo ważna kwestia - nie zapominajcie o samobadaniu! Dbajmy o siebie nie tylko ćwicząc i odżywiając się zdrowo :)

A Wy jakie ćwiczenia na biust polecacie?

niedziela, 1 grudnia 2013

Wróciłam! :)

Jestem  już w domu! Niekompletna ale szczęśliwa ;) Pęcherzyk żółciowy razem z kamieniem opuścili moje ciało już na zawsze. Jestem tym bardziej zadowolona, że sytuacja okazała się być  na tyle poważna,że był  to już ostatni moment na wykonanie operacji metodą laparoskopową. Jeszcze trochę i jedynie klasyczna operacja mogłaby mnie uwolnić od tego zbuntowanego narządu. Niestety wiązało by się to z dłuższą rekonwalescencją i większym ryzykiem przepukliny.

Czuję się całkiem nieźle a nie minął jeszcze tydzień od zabiegu. Wstępnie dowiedziałam się,że powinnam odczekać miesiąc nim wrócę do ćwiczeń ( upewnię się jeszcze w środę podczas ściągania szwów ). Czyli z Nowym Rokiem witajcie regularne treningi!!! :)  Teraz muszę się skupić na podkręceniu metabolizmu w kwestii żywienia. Aktualnie moja dieta jest fatalna, spożywam za mało kalorii ale nie mam na to większego wpływu. Jem zdecydowanie za mało i nie tak jak powinnam. Jeszcze co najmniej tydzień muszę zadowolić się gotowanymi warzywami. Potem będę starać się nauczyć swój organizm funkcjonowania z odpowiednią liczbą kalorii i z normalnym, zdrowym jedzeniem. Podobno mogę mieć problem z surowymi warzywami, ale może akurat ja będę tym szczęśliwcem którego takie problemy ominą ( oby, wizja braku moich ulubionych sałatek doprowadza mnie do palpitacji serca ;) )

 Boję się trochę powrotu do prawidłowego jedzenia, na pewno mój organizm zareaguje lekkim skokiem wagi. Większość osób jedząc tak jak ja teraz, spadła by mocno z wagi ale u mnie następuje błyskawiczne dostosowanie się do niewielkiej ilości jedzenia, metabolizm zwalnia  i każda próba powrotu na właściwe tory to spory wysiłek. Wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że kilka dni głodówki przed i pooperacyjnej sprawiło, że waga wskazuje 62 kg , czyli prawie dokładnie tyle ile przed wyjazdem do szpitala. Kolejny dowód na to, że aby zdrowo gubić kilogramy trzeba jeść, zgodnie z naszym zapotrzebowaniem kalorycznym i ćwiczyć. Głodówki nic nie dają, oprócz późniejszych problemów z metabolizmem.


Mam nadzieje,że ten miesiąc pozwoli mi na uporanie się z tym problem i kiedy w styczniu wrócę do ćwiczeń wszystko wróci do normy :) Na szczęście wracam też powoli do leków bo ich brak zaczęłam już odczuwać.

Proszę, o to mój nowy (zdrowszy ;) ) brzuch! Może nie prezentuje się teraz pięknie ale mnie jego widok cieszy niezmiernie. W końcu nie będę musiała się bać się kolejnego ataku .



A po powrocie do domu czekała na mnie mała niespodzianka... W czasie mojego pobytu w szpitalu trwała akcja - 40% w sklepach Rossmann. Zależało mi na jednym lakierze do paznokci. Pełna zaufania do swojego męża wysłałam go do sklepu i... oczywiście podołał zadaniu i sprawił mi niespodziankę dodając jeszcze coś "od siebie". W końcu  remont ciała to nie tylko ćwiczenia i zdrowe odżywianie ;)








niedziela, 24 listopada 2013

Szpitalnie...

Dziś spokojny wieczór, zbieram siły na najbliższe dni  w szpitalu i pierwszą w  życiu operację. Torba spakowana a największą jej część zajmują książki. Licząc się z  5-6 dniowym pobytem musiałam zaopatrzyć się w co najmniej pięć książek ;) Niestety szybko czytam. Niestety bo uniemożliwia mi to spokojne napawanie się lekturą, ale ma to też swoje plusy, zwłaszcza teraz gdy czas wolny to towar mocno deficytowy ;) Ale najbliższe dni zamierzam spędzić na czytaniu i spaniu. W końcu we wszystkim należy szukać plusów, prawda? W sumie szpital to takie trochę SPA - narzucony spokojny rytm dnia, obsługa, kapcie, piżamy a i jakiś basen się znajdzie ;) 

Do zobaczenia za kilka dni!

środa, 20 listopada 2013

Moja metamorfoza - zdjęcia

Poniżej zdjęcia mojej dotychczasowej metamorfozy. Przyznaję,że pokazywanie zdjęć "przed" wymaga ode mnie sporo odwagi ;)  Jeszcze wiele pracy przede mną ale i tak jestem zadowolona i dumna z tego co osiągnęłam.


Tak było przed:






A tak jest teraz :) (dla przypomnienia waga 63 kg, 170 cm)









Moja droga do tego celu została opisana w pierwszym poście :)

Klik

Profil na facebooku :)

Staram się ogarnąć kwestię wizualną bloga,na razie jak widać napotykam na zacięty opór ;)

Ale założyłam profil na facebooku! Zapraszam https://www.facebook.com/cialowremoncie?ref=hl


wtorek, 19 listopada 2013

Problem numer 1 - brzuch

Tak jak wspominałam mój brzuch zasługuje na osobny post ;) Jest to część ciała którą najtrudniej będzie mi doprowadzić do zadowalającego wyglądu. Czasem myślę, że jedynym rozwiązaniem byłaby operacja. Ale to ostateczność, bo po pierwsze brak na nią środków, po drugie to jednak znacząca ingerencja w organizm a po trzecie to by było za proste ;) Postaram się powalczyć z nim na kilka innych sposobów.

Jego wygląd jest składową kilku kwestii. Zawsze miałam bardzo delikatna skórę, skłonną do rozstępów - pierwszych nabawiłam się w wieku 10 lat! W okresie dojrzewania gdy szybko rosłam było jeszcze gorzej (rozstępy na plecach, biodrach i pupie). Kiedy planowałam zajście w ciążę oprócz zdrowotnego przygotowania postanowiłam zadbać o skórę tak aby zminimalizować ryzyko powstania nowych. Smarowałam skórę brzucha i bioder regularnie preparatami przeciw rozstępom, nawilżałam, masowałam. Kiedy dowiedziałam się,że zostaniemy rodzicami przykładałam do tego jeszcze większą uwagę, kupiłam chyba wszystkie polecane preparaty. Być może pomogły, bo bez nich mogło by być jeszcze gorzej...

Efekt był taki,że pierwsze rozstępy pojawiły się w 8 tygodniu gdzie jeszcze nie przybrałam nawet grama. Rozstępy pojawiły się nie na brzuchu a ...udach. Ale i na brzuch przyszedł czas. Podczas całej ciąży przytyłam tylko 8 kg. Mój brzuch był mały, zgrabny a każda wizyta u lekarza czy w szpitalu kończyła się komentarzami lekarzy i położnych "Taki mały brzuszek a tyle rozstępów?! Pierwszy raz coś takiego widzę." Nie było to miłe, ale jakoś się z tym pogodziłam. W końcu to niewielka cena za zdrową, wspaniałą córkę :)

Po porodzie ważyłam mniej niż przed zajściem w ciążę, brzuch nie wyglądał dobrze ale myślałam,że sytuacja się jednak poprawi. Dalej wmasowywała w siebie litry kremów. Niestety potem nastąpił gwałtowny skok wagi o którym pisałam w pierwszym poście. Pół roku po urodzeniu córki zdecydowałam się na serię trzech zabiegów mezoterapii igłowej. Nie był to tani zabieg (ok 1300 zł ) ale mimo wszystko było warto, może moje rozstępy nie zwęziły się, ale przed zabiegiem po dotknięciu ich, skóra się zapadała bardzo głęboko. Mezoterapia je wypełniła, odżywiła mocno skórę. Może na pierwszy rzut oka nie było widać dużej różnicy ale w dotyku była znacząca . Niestety nawet dermatolog estetyczny stwierdził,że tutaj nic więcej nie da się zrobić. Być może leser pomógł by nieco ale przy tak dużej powierzchni koszty byłyby bardzo, bardzo duże.

W trakcie moich ćwiczeń brzuch regularnie smarowałam masłem firmy Ziaja http://ziaja.com/kosmetyki/1868,maslo-do-ciala-ukierunkowane-ujedrnianie . Myślę,że stosunek ceny do jakośći jest bardzo dobry. Biorąc pod uwagę jak bardzo wymagająca jest moja skóra to, to masło jest godne polecenia. Myślę,że bez niego byłoby dużo gorzej. Teraz skóra w dolnej części brzucha lekko zwisa, na pewno jest tam jeszcze tkanka tłuszczowa ale wiem tez,że na pewno są tam też jakieś mięśnie ;) Niestety nadmiar skóry je przykrywa. Tą luźną skórę widać zwłaszcza gdy leżę na boku :( wtedy wszystko "leci". W pozycji pionowej widać dodatkowo,że skóra z prawej strony zwisa bardziej co tworzy nieestetyczny widok.

Mam nadzieję jednak, że regularne smarowanie, masaże gąbką i oczywiście ćwiczenia sprawią,że jego stan się poprawi. Na razie pogodziłam się z tym,że w bikini już nie wystąpię ;)

Oczywiście będę zdawać relację na bieżąco - na razie jedno jest pewne, w przyszłym tygodniu przybędzie mu kolejna ozdoba w postaci  blizny pooperacyjnej :D

Oto kilka zdjęć poglądowych:



To zdjęcie zrobione zostało jakiś czas temu - teraz jestem nieco szczuplejsza, ale efekt nierówno zwisające skóry pozostał. 

piątek, 15 listopada 2013

Plan treningowy po operacji

Do operacji  1,5 tygodnia a ja właśnie układam sobie w głowie mój plan treningowy po otrzymaniu zielonego światła na ćwiczenia :)

Początek będzie na pewno spokojny - czyli Orbi pójdzie w ruch . I pomyśleć, że jeszcze niedawno chciałam go sprzedać "bo to za słaby wysiłek dla mnie" ;) Pewnie 2 tygodnie orbiego ( 3-5 razy w tygodniu), potem Skalpel Ewy Chodakowskiej przez kolejne 2-3 tygodnie. Mam nadzieję, że po tym czasie uda mi się wrócić do intensywniejszych treningów i moja kondycja powoli będzie wracać do poziomu sprzed zaprzestania treningów.  Następnie na pewno przeplatane intensywniejsze treningi Ewy. I to mój plan zbudowania formy i powrotu do gry. Czasowo wszystko będzie oczywiście zależeć od tego jak mój organizm będzie współpracował.

Na pewno będę musiała skupić się też na moich najbardziej problematycznych partiach ciała czyli:
- brzuch (ale tutaj problem jest tak szeroki, że zasługuje na osobny post )
- pośladki - przyda się im podniesienie i zaokrąglenie - na pewno przysiady, może trening Mel B. na pośladki?
- wewnętrzna strona ud - pamiętam, że z zdziwieniem przyjęłam fakt, że będąc już w rytmie ćwiczeniowym, czyli ćwiczyłam regularnie, od dłuższego czasu różne rodzaje ćwiczeń , poczułam ból tych mięśni po treningu z Tomkiem Choinskim. Widać poruszył mięśnie które uchowały się podczas innych treningów, więc ten trening też trafi na listę ;)

Myślę też powoli nad treningiem z jakimś obciążeniem ale do tego droga długa więc nie ma sensu specjalnie się nakręcać na te ćwiczenia. Jednego się już nauczyłam - cierpliwość popłaca ;)

sobota, 9 listopada 2013

Droga do diagnozy

Nigdy nie byłam bardzo szczupła ( nie licząc wczesnego dzieciństwa ;) ) , ale miała typową, normalną sylwetkę. Wymagało to ode mnie jednak nieco wysiłku, pilnowania tego co jem, większej dawki ruchu. Ogólnie nie było źle. Z mężem dosyć szybko zdecydowaliśmy się na dziecko, od kliku lat miałam bliżej nie zdiagnozowane problemy ginekologiczne więc stwierdziliśmy, że nie ma powodu by zwlekać z tą decyzją. Kiedy zaszłam w ciążę ważyłam 67 kg przy wzroście 170 cm. Ciąża okazała się trudna, na początku ciągłe wymioty potem zagrożenie poronieniem, ok 20 tyg. stwierdzono cukrzyce ciążową. Jednak dzięki wskazówkom dietetyczki uniknęłam insuliny. Praktycznie całą ciążę przeleżałam - mimo tych problemów podczas ciąży przytyłam tylko 8 kg. Po porodzie ważyłam mniej niż przed zajściem w ciążę. Stosowałam dalej wskazówki dietetyczne jakie otrzymałam w czasie ciąży. Waga zatrzymała się w okolicach 65-64 kg. Niestety po ok 3 miesiącach od urodzenia córeczki coś zaczęło się dziać. Wypadanie włosów na początku ignorowałam (wiadomo, że po ciąży zdarza się to często), zaniepokoiłam się gdy zauważyłam czarne włoski na brzuchu, piersiach. Nagły wysyp trądziku  zrzuciłam na zamieszanie hormonalne po ciąży. Niestety byłam coraz bardziej nerwowa, pojawiały się wybuchy złości zupełnie bez powodu. A potem zaczęłam tyć... i to w szalonym tempie. Nie wiedziałam co się dzieje, wydawało mi się,że jem zdrowo, co 3 godziny, bez podjadania. Skąd to nagłe tycie? Z coraz większym przerażeniem spoglądałam na cyferki na wadze i nie mogłam w to uwierzyć. Stwierdziłam, że czas podjąć radykalne kroki. Zainwestowałam w orbitrek. Ćwiczyłam codziennie, na początku godzinę, potem ponad dwie. Waga zaczęła szaleć jeszcze bardziej. Spadły 2 kg a za tydzień było o 3 więcej. Byłam w coraz gorszej kondycji psychicznej. Ignorowałam słowa męża, który mówił, że to nie możliwe, żebym poszła do lekarza bo coś jest nie tak. Ja obwiniałam siebie. Uważałam, że to klasyczna wymówka - problemy ze zdrowiem. Czułam się beznadziejnie, włosy wypadały dalej, twarz w trądziku, czarne włoski pojawiały się na brzuchu, piersiach, wybuchy złości, płaczu i ta otyłość - z zgrabnej, szczęśliwej dziewczyny w ciągu kilku miesięcy zmieniłam się nie do poznania. I cały czas obwiniałam siebie.
W końcu mąż zmusił mnie to wizyty u endokrynologa. Wywiad, kilka badań. Na kolejnej wizycie wyniki i diagnoza - Insulinooporność i PCOS (zespół policystycznych jajników).
Leczenie rozpoczęłam w styczniu 2012 roku z wagą 88 kg - tabletki antyandrogenowe na obniżenie poziomu testosteronu oraz lek mający pomóc radzić sobie mojemu organizmowi  z insulinoopornością a do tego obowiązkowo ćwiczenia minimum pięć razy w tygodniu.
Jeśli ktoś myśli,że kilogramy spadały błyskawicznie to jest w dużym błędzie ;) W ciągu tych prawie dwóch lat były miesiące gdy waga nie drgnęła nawet o 100 gram. Czasem był to spadek 3 kg na miesiąc, czasem tylko kilogram. Uwierzcie, czasem miałam dosyć - ćwiczenia 5-6 razy w tygodniu, ciągłe pilnowanie jedzenia a efekty przychodziły bardzo opornie i były mało widowiskowe w krótkiej perspektywie czasu. A wiadomo, że nic nas tak nie motywuje jak widoczne efekty. Ale efekty jednak były! I to było (jest) najważniejsze. I nawet jeśli pojedyncze pomiary nie robiły wrażenia to podsumowując - z wagi 88 kg udało mi się zejść do 63 kg to jestem z siebie dumna :) Bardzo. Bo pomimo wielu wylanych łez, wielu litrów potu nie poddałam się. I nie poddam się dalej bo długa droga jeszcze przede mną. A kolejna kłoda została rzucona mi pod nogi - czekam na operację wycięcia woreczka żółciowego. Niestety pojawiły się kamienie (dziedziczna przypadłość w mojej rodzinie, niezwiązana z dietą ) które powodują coraz częstsze i boleśniejsze ataki. Nie jestem w stanie ćwiczyć, czuję się coraz gorzej ale do operacji już niewiele - 25 listopada stawiam się w szpitalu. Potem czeka mnie czas kiedy będę stopniowa wracać do aktywności fizycznej, której brakuje mi bardzo. Myślę, że tej blog powstał też właśnie dla tego bym mogła zająć sobie myśli i zrobić coś nie tylko dla siebie ale i dla innych osób którym czasem brakuje już motywacji, czują że ich wysiłek jest nic nie wart, że to nie ma sensu. Uwierzcie mi, że ma :) Może moja walka trwa już (albo dopiero ;) ) dwa lata - ale gdybym wtedy się poddała to teraz nie byłabym w tym miejscu, byłabym bardziej chora, zmęczona, nieszczęśliwa. Wiem doskonale, że nie jest łatwo. Zwłaszcza jak widzi się oszałamiające kilku miesięczne metamorfozy innych. Wtedy pojawia się zazdrość - ale ona tez może być motywująca. Nie możemy się poddać. Warto walczyć o nasze zdrowie i życie. Bo tak naprawdę te dwa lata to niewiele w perspektywie całego życia. A o nie zawsze warto walczyć :)

Podsumowując:
- od stycznia 2012 do listopada 2013 straciłam 25 kg i wiele, wieeele centymetrów
- czuję się coraz lepiej ze sobą :) 
- dolegliwości zdrowotne związane z za wysokim poziomem testosteronu i insulinoopornościa minęły  w większości, wyniki badań kontrolnych w normie
- ćwiczyłam w następującej kolejności: orbitrek (różne obciążenia, od godziny do dwóch), aquaaerobic, rowerek w kapsule pod ciśnieniem, Skalpel Ewy Chodakowskiej , a następnie coraz intensywniejsze programy Ewy, która była dla mnie nieocenioną motywacją, miesiąc Insanity (potem kolejny atak woreczka który wyeliminował mnie z ćwiczeń do czasu operacji)
- dieta: brak diety ;) po prostu zdrowe odżywianie - małe posiłki, często, bez podjadania, produkty o niższym indeksie glikemicznym (np. makaron pełnoziarnisty zamiast białego)
Oczywiście w ciągu tych dwóch lat zdarzały mi się produkty odbiegające od ideału ;) 

Za niedługo pokażę Wam zdjęcia mojej metamorfozy :)