sobota, 9 listopada 2013

Droga do diagnozy

Nigdy nie byłam bardzo szczupła ( nie licząc wczesnego dzieciństwa ;) ) , ale miała typową, normalną sylwetkę. Wymagało to ode mnie jednak nieco wysiłku, pilnowania tego co jem, większej dawki ruchu. Ogólnie nie było źle. Z mężem dosyć szybko zdecydowaliśmy się na dziecko, od kliku lat miałam bliżej nie zdiagnozowane problemy ginekologiczne więc stwierdziliśmy, że nie ma powodu by zwlekać z tą decyzją. Kiedy zaszłam w ciążę ważyłam 67 kg przy wzroście 170 cm. Ciąża okazała się trudna, na początku ciągłe wymioty potem zagrożenie poronieniem, ok 20 tyg. stwierdzono cukrzyce ciążową. Jednak dzięki wskazówkom dietetyczki uniknęłam insuliny. Praktycznie całą ciążę przeleżałam - mimo tych problemów podczas ciąży przytyłam tylko 8 kg. Po porodzie ważyłam mniej niż przed zajściem w ciążę. Stosowałam dalej wskazówki dietetyczne jakie otrzymałam w czasie ciąży. Waga zatrzymała się w okolicach 65-64 kg. Niestety po ok 3 miesiącach od urodzenia córeczki coś zaczęło się dziać. Wypadanie włosów na początku ignorowałam (wiadomo, że po ciąży zdarza się to często), zaniepokoiłam się gdy zauważyłam czarne włoski na brzuchu, piersiach. Nagły wysyp trądziku  zrzuciłam na zamieszanie hormonalne po ciąży. Niestety byłam coraz bardziej nerwowa, pojawiały się wybuchy złości zupełnie bez powodu. A potem zaczęłam tyć... i to w szalonym tempie. Nie wiedziałam co się dzieje, wydawało mi się,że jem zdrowo, co 3 godziny, bez podjadania. Skąd to nagłe tycie? Z coraz większym przerażeniem spoglądałam na cyferki na wadze i nie mogłam w to uwierzyć. Stwierdziłam, że czas podjąć radykalne kroki. Zainwestowałam w orbitrek. Ćwiczyłam codziennie, na początku godzinę, potem ponad dwie. Waga zaczęła szaleć jeszcze bardziej. Spadły 2 kg a za tydzień było o 3 więcej. Byłam w coraz gorszej kondycji psychicznej. Ignorowałam słowa męża, który mówił, że to nie możliwe, żebym poszła do lekarza bo coś jest nie tak. Ja obwiniałam siebie. Uważałam, że to klasyczna wymówka - problemy ze zdrowiem. Czułam się beznadziejnie, włosy wypadały dalej, twarz w trądziku, czarne włoski pojawiały się na brzuchu, piersiach, wybuchy złości, płaczu i ta otyłość - z zgrabnej, szczęśliwej dziewczyny w ciągu kilku miesięcy zmieniłam się nie do poznania. I cały czas obwiniałam siebie.
W końcu mąż zmusił mnie to wizyty u endokrynologa. Wywiad, kilka badań. Na kolejnej wizycie wyniki i diagnoza - Insulinooporność i PCOS (zespół policystycznych jajników).
Leczenie rozpoczęłam w styczniu 2012 roku z wagą 88 kg - tabletki antyandrogenowe na obniżenie poziomu testosteronu oraz lek mający pomóc radzić sobie mojemu organizmowi  z insulinoopornością a do tego obowiązkowo ćwiczenia minimum pięć razy w tygodniu.
Jeśli ktoś myśli,że kilogramy spadały błyskawicznie to jest w dużym błędzie ;) W ciągu tych prawie dwóch lat były miesiące gdy waga nie drgnęła nawet o 100 gram. Czasem był to spadek 3 kg na miesiąc, czasem tylko kilogram. Uwierzcie, czasem miałam dosyć - ćwiczenia 5-6 razy w tygodniu, ciągłe pilnowanie jedzenia a efekty przychodziły bardzo opornie i były mało widowiskowe w krótkiej perspektywie czasu. A wiadomo, że nic nas tak nie motywuje jak widoczne efekty. Ale efekty jednak były! I to było (jest) najważniejsze. I nawet jeśli pojedyncze pomiary nie robiły wrażenia to podsumowując - z wagi 88 kg udało mi się zejść do 63 kg to jestem z siebie dumna :) Bardzo. Bo pomimo wielu wylanych łez, wielu litrów potu nie poddałam się. I nie poddam się dalej bo długa droga jeszcze przede mną. A kolejna kłoda została rzucona mi pod nogi - czekam na operację wycięcia woreczka żółciowego. Niestety pojawiły się kamienie (dziedziczna przypadłość w mojej rodzinie, niezwiązana z dietą ) które powodują coraz częstsze i boleśniejsze ataki. Nie jestem w stanie ćwiczyć, czuję się coraz gorzej ale do operacji już niewiele - 25 listopada stawiam się w szpitalu. Potem czeka mnie czas kiedy będę stopniowa wracać do aktywności fizycznej, której brakuje mi bardzo. Myślę, że tej blog powstał też właśnie dla tego bym mogła zająć sobie myśli i zrobić coś nie tylko dla siebie ale i dla innych osób którym czasem brakuje już motywacji, czują że ich wysiłek jest nic nie wart, że to nie ma sensu. Uwierzcie mi, że ma :) Może moja walka trwa już (albo dopiero ;) ) dwa lata - ale gdybym wtedy się poddała to teraz nie byłabym w tym miejscu, byłabym bardziej chora, zmęczona, nieszczęśliwa. Wiem doskonale, że nie jest łatwo. Zwłaszcza jak widzi się oszałamiające kilku miesięczne metamorfozy innych. Wtedy pojawia się zazdrość - ale ona tez może być motywująca. Nie możemy się poddać. Warto walczyć o nasze zdrowie i życie. Bo tak naprawdę te dwa lata to niewiele w perspektywie całego życia. A o nie zawsze warto walczyć :)

Podsumowując:
- od stycznia 2012 do listopada 2013 straciłam 25 kg i wiele, wieeele centymetrów
- czuję się coraz lepiej ze sobą :) 
- dolegliwości zdrowotne związane z za wysokim poziomem testosteronu i insulinoopornościa minęły  w większości, wyniki badań kontrolnych w normie
- ćwiczyłam w następującej kolejności: orbitrek (różne obciążenia, od godziny do dwóch), aquaaerobic, rowerek w kapsule pod ciśnieniem, Skalpel Ewy Chodakowskiej , a następnie coraz intensywniejsze programy Ewy, która była dla mnie nieocenioną motywacją, miesiąc Insanity (potem kolejny atak woreczka który wyeliminował mnie z ćwiczeń do czasu operacji)
- dieta: brak diety ;) po prostu zdrowe odżywianie - małe posiłki, często, bez podjadania, produkty o niższym indeksie glikemicznym (np. makaron pełnoziarnisty zamiast białego)
Oczywiście w ciągu tych dwóch lat zdarzały mi się produkty odbiegające od ideału ;) 

Za niedługo pokażę Wam zdjęcia mojej metamorfozy :)

7 komentarzy:

  1. Gratuluję wytrwałości i trzymam kciuki za dalsze efekty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko, to jakbym czytała o sobie, tylko od momentu insulinoodporności i policystycznych jajników... z tym, że ja z jajnikami nie robię nic... a na insulinoodporność pomogła mi Dieta South Beach Artura Agatstona

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś bardzo silną kobietą! Podziwiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam Cię, że tak dzielnie walczyłaś :) Z hormonami nie ma żartów - wiem coś o tym, bo miałam nadczynność tarczycy. GRATULUJĘ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, obserwuje u siebie czarne włoski na piersiach i brzuchu, ale strasznie wstydzę się iść do lekarza z tym... Byłam parę lat temu, zbadałam hormony i wszystko było w porządku. Co robić? Jakie badania, do kogo się zgłosić?A i też mam problemy z rozstępami, mimo że moja budowa i masa ciała by na to nie wskazywała, a mam dopiero 21 lat.. Proszę o odpowiedź

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli są to pojedyncze włoski to teoretycznie może być wszystko w porządku, bo to się zdarza. Ale jeśli jest ich więcej to warto się udać do dobrego endokrynologa, on pokieruje jakie badania najlepiej zrobić. I na prawdę nie ma się czego wstydzić, lekarze widzieli nie jedno i dla nich to nie nowość. U mnie jak miałam 21 lat też było tylko kilka takich włosków, rozstępy ale ogólnie było w porządku. Problemy zaczęły się gdy urodziłam córkę, hormony powariowały ( a miałam wtedy 23 lata). Dlatego warto obserwować swoje ciało i gdy daje nam jakieś znaki nie lekceważyć tego ale sprawdzić, dla spokoju i zdrowia.

      Usuń